W naszej polityce kadrowej kierujemy się niezawodną zasadą marksizmu-leninizmu i kryteriami klasowymi. Placówki UB i MO, zbrojne ramię ludowej władzy, muszą być tworzone z najlepszych przedstawicieli ludu. Jest ich w waszym regionie wielu, należy więc sięgać szerzej do zahartowanych w rewolucyjnych bojach klasy robotniczej.
Katowice, 27 marca
Andrzej Konieczny, Jan Zieliński, Pierwsze sto dni, Katowice 1985.
W ślad za prowokacją antyżydowską w Rzeszowie notujemy nowe prowokacyjne wystąpienia endecko-akowskich faszystów. Tym razem w Krakowie, Radomiu i Miechowie. We wszystkich wypadkach niedobitki faszystów rozpowszechniają zmyślone prowokacyjne pogłoski o rzekomo pomordowanych przez Żydów dzieciach polskich. Wzywają do bicia Żydów, do wyrzucania Żydów z miast itp. W wyniku tej zbrodniczej roboty reakcji polskiej w Krakowie i w Radomiu 11 i 12 sierpnia 1945 r. zamordowano trzech obywateli polskich — Żydów i około 15 raniono, zdemolowano bóżnicę w Krakowie. Cel tej prowokacji polskich hitlerowców jest jasny: chodzi o wywołanie zamętu w kraju, chodzi o uderzenie w demokrację Polski i jej rząd zjednoczenia narodowego. Niestety reakcji udaje się wciągnąć do tej niecnej roboty nawet czołowe ogniwa Milicji Obywatelskiej (Rzeszów-Kraków).
W związku z powyższym rozkazuję:
1) Bacznie śledzić i natychmiast reagować na wszelkie rozsiewane prowokacyjne antysemickie pogłoski i wystąpienia.
2) W każdym wypadku wystąpienia antyżydowskiego prowadzić formalne dochodzenia śledcze i komunikować mi natychmiast specjalnym raportem.
3) W stosunku do osób podejrzanych w wystąpieniach antysemickich i zajściach antysemickich wszczynać natychmiast dochodzenie i w jak najkrótszym czasie przekazywać Sądom Wojskowym.
4) Wzmocnić ochronę instytucji żydowskich i obywateli polskich — Żydów.
5) Przeprowadzić odprawę całego personelu aparatu bezpieczeństwa publicznego i całego składu osobowego Milicji Obywatelskiej, na której wyjaśnić znaczenie antysemickich prowokacji reakcji polskiej celem mobilizowania do skutecznej walki z reakcją.
Warszawa, 13 sierpnia
Akta śledztwa, t. 3, k. 547; t. 9, k. 1778, kopia, mps, [cyt. za:] Wokół pogromu kieleckiego, red. Łukasz Kamiński i Jan Żaryn, Warszawa 2006.
Znów miałyśmy w nocy gości. W okolicy jest podobno mnóstwo bezpieki, aresztują ludzi. Mszczą się pewnie za to, że ludzie nie chcą komuny i pomagają partyzantom na każdym kroku.
Słyszałyśmy, że gdzieś w okolicach Iłży bezpieka otoczyła dom, w którym nocowali partyzanci. Wywiązała się strzelanina, zginął tam podobno ksiądz z Sienna.
Zdarza się, że bezpieka niespodziewanie wpada do domów, gdzie akurat kwaterują partyzanci. Jeśli ktoś ocaleje podczas strzelaniny, zabierają go do więzienia, a co tam robią – podobno lepiej nie wiedzieć i nie myśleć o tym. Mówiła o tym pani Maria, gdy rankiem nasi goście odeszli. Ale na pewno znów otworzy, gdy zastukają w szybę.
Zwoleń, 25 marca
Barbara Kulska, Z lasem w tle, „Karta” nr 13/1994.
W dniu 3 maja o godz. 10.00 została odprawiona msza św. z udziałem całego społeczeństwa. Po mszy św. młodzież pod przewodnictwem harcerzy oraz studentów urządziła pochód. Na Starym Rynku młodzież weszła do katedry, gdzie złożyła przysięgę na wierność kościoła, następnie udali się przed Urząd Bezpieczeństwa krzycząc: „już niedługo wam się skończy”.
Brodnica, woj. pomorskie, 3 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
W niedzielę 19 maja wczesnym rankiem pani Maria wyjrzała oknem na ulicę – i zamarła. Wzdłuż Cmentarnej szedł patrol kilku żołnierzy. Wchodzili do domów. A u nas w sionce za zasłoną spał „Jur”. Obudzony, zerwał się na równe nogi. Żołnierze weszli na podwórko dwa domy przed nami.
- Żywego mnie nie dostaną – powiedział „Jur” i wyskoczył z domu. Jednym susem przeskoczył małe, nieogrodzone obejście i zbiegł w dół przez ogrody ku rzece. Za chwilę weszli żołnierze. Nic nie zauważyli. Spytali o mężczyzn. Pani Maria powiedziała, że jest samotną wdową, ma na stancji uczennicę. Nigdzie nie zaglądali, niczego nie szukali. Wyszli. Po chwili w mieście rozległy się strzały. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje.
Na godzinę dziewiątą poszłam na mszę do kościoła. W Zwoleniu było pełno wojska czy bezpieki. Dowiedziałam się od Zosi, że aresztowali dwoje uczniów naszego gimnazjum.
Zwoleń, 9-10 czerwca, Zielone Święta
Barbara Kulska, Z lasem w tle, „Karta” nr 13/1994.
Odbywało się przedstawienie [...]. Około godziny 20.00 pojawiło się około 25 żołnierzy z tak zwanej Armii Krajowej. Po nawiedzeniu posterunku MO, poczty, weszli na salę [...], wywołali ob. wójta, sołtysa, kierownika ag[encji] pocztowej, milicji, członków PPR oraz urzędników UB. Ostatnich przytrzymali. W tym samym czasie nadjechał samochód z Kościerzyny, przywożąc trzech urzędników UB. Wśród nich znajdował się major rosyjski. Wszystkich również przytrzymano. Samochód z Kościerzyny spalono, a urzędników z UB rozstrzelano. Pięciu zabitych legło u wylotu szosy do Zblewa około p. Karymora. Jeden ciężko ranny trzeciego dnia zmarł.
Stara Kiszewa, 19 maja
Kronika szkoły w Starej Kiszewie udostępniona przez dyr. Ewę Bembnistę, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Zbigniew Gluza, Wokół Wilczych Błot, „Karta” nr 36, 2002.
Ci ubowcy ze Starej Kiszewy byli upomnieni wcześniej, że mają urząd zostawić, bo ich zastrzelą. Mieli ostrzeżenie. Ja wtedy chodziłem na próby amatorskiego kółka teatralnego, zorganizowanego przez chór kościelny. Partyzanci „Łupaszki” przyjechali w trakcie naszego przedstawienia. Obstawili salę i weszli na scenę. Graliśmy pięcioaktową komedię Korzeniowskiego Polacy w Ameryce, ale zdążyliśmy zagrać tylko jeden akt, a jak zaczęliśmy drugi, to oni weszli i wszystko się zakończyło. W pierwszym akcie miałem bardzo krótką rolę kapitana okrętu. W drugim akcie byłem krakowiakiem. Jak weszli, to akurat stałem na scenie. Mówię do kolegi: „To są chyba akowcy, nie wiadomo, co teraz będzie”. Przerażony byłem. I wszyscy też. Najpierw poprosili naczelnika poczty, Dziwowskiego, ktoś z nich go wyprowadził, poszli razem na pocztę, gdzie był aparat telefoniczny i uszkodzili go. Potem ogłosili: „Kto jest z UB, niech wystąpi”. Dwóch ich wystąpiło, w tym komendant, Jerzy Fajer. Miało ich tam być trzech, ale jeden z nich pojechał do żony i ten śmierci uszedł.
W międzyczasie przyjechał samochód z ubekami z Kościerzyny. Major dał rozkaz, żeby ich wszystkich rozstrzelać. Oni wołali, że są Polakami, a jeden z nich był podobno Rosjaninem, ten wołał Boga. Mój wujek to widział. Pociągnęli po nich wszystkich serią z automatu i koniec. Potem rozbili zbiornik z benzyną i samochód się spalił, a razem z nim jeden z ubeków, który wczołgał się pod auto.
Stara Kiszewa, 19 maja
Relacja Józefa Gołuńskiego w zbiorach Archiwum Ośrodka KARTA, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Zbigniew Gluza, Wokół Wilczych Błot, „Karta” nr 36, 2002.
Przed południem otrzymałem rozkaz udania się przed budynek gminy żydowskiej w Kielcach na ul. Planty, gdzie była już demonstracja antyżydowska. Po przybyciu na miejsce, gdzie był już tłum ludzi, dały się słyszeć, szczególnie ze strony kobiety stojącej obok domu, czarnej, średniego wzrostu (którą widziałem następnie zatrzymaną przez WUBP), że zostało zamordowane 11 dzieci, a jedno zdołało zbiec. Kobieta ta podburzała tłum słowami: „Bić Żyda, mamy żydowsko-rosyjski rząd, a polskiego nie mamy, precz z żydowskim bezpieczeństwem” itp. wyrażenia. Po chwili przybyła na miejsce żandarmeria wojskowa, na czele z majorem. Major (wysoki, szczupły, lekko pochyły) udał się w kierunku bramy, którą tłum starał się wyłamać, gdzie starał się wytłumaczyć ludziom, że jest to prowokacja i nie ma żadnych dzieci zamordowanych. Po paru minutach kazał iść za sobą kilku osobom, chcąc im naocznie pokazać wnętrze domu. Po odejściu majora od bramy tłum bramę wyłamał i wdarł się do wewnątrz podwórza. Natomiast żandarmeria po przybyciu pod blok, po odejściu majora do bramy udała sie w kierunku drzwi, których pilnowało kilku z UB. Po podejściu do drzwi jeden z żandarmów uderzył Żyda, co spowodowało burzę oklasków i okrzyk: „Niech żyje nasze wojsko”. Po chwili, jeszcze przed wyłamaniem bramy, przybyła grupa żołnierzy [...]. Żołnierze ci stali i przyglądali się bezczynnie i z uśmiechem na widok wyłamywanej bramy. Tłum w dalszym ciągu krzyczał: „Niech żyje nasze wojsko”, a poszczególni w tłumie odzywali się: „Wojsko nasze nam pomoże bić Żydów, bo bezpieczeństwo jest żydowskie” itp. Przybył jeszcze jeden oddział wojska, wówczas ochronę z rąk UB przejęli przybyli z majorami na czele. Tłum żądał wydania Żydów w ręce cywili.
Kielce, 4 lipca
Akta śledztwa, t. 8, k. 1468, kopia, mps, [cyt. za:] Wokół pogromu kieleckiego, red. Łukasz Kamiński i Jan Żaryn, Warszawa 2006.
Po upływie dłuższego czasu, już po południu czy w południe, jeden z oficerów dał rozkaz zdobywać dom. Dali parę strzałów, które już połowę tłumu rozpędziły, ale kiedy tłum zobaczył, że strzały idą w kierunku domu, wówczas zaczęli zachęcać żołnierzy. W tym czasie wyszedł z domu jakiś cywil z przestrzeloną ręką, krzycząc, że postrzelili go Żydzi. Żołnierze już przy dużej ilości wystrzałów i serii z automatów wpadli do domu, bijąc i wypędzając Żydów na plac przed domem. Cywile, widząc, że żołnierze to robią, zaczęli w bestialski sposób katować i znęcać się nad bezbronnymi. Między żołnierzami poszła pogłoska, że zginął jeden z żołnierzy z rąk żydowskich, na co żołnierze odpowiedzieli biciem bezbronnych wyciąganych z piwnic Żydów kolbami karabinów, tak że widziałem kilka karabinów przetrąconych lub z pękniętymi kolbami. Tłum wdarł się do domu i wyciągnął z kryjówek Żydów i Żydówki, które wpychano w tłum, a tłum dobijał. [...]
Zaznaczam, że milicjanci z komisariatu MO na ul. Sienkiewicza zachowywali się najgorzej. Chodzili między cywilami w tłumie i mówili: „Polacy, nie bać się”. Jeden z żołnierzy krzyczał, że widział 4 trupy dzieci w wapnie, a milicjant przy drzwiach domu krzyczał, że jego dziecko zaginęło i jest w tym domu.
Kielce, 4 lipca
Akta śledztwa, t. 8, k. 1468, kopia, mps, [cyt. za:] Wokół pogromu kieleckiego, red. Łukasz Kamiński i Jan Żaryn, Warszawa 2006.
W dniu 4 lipca [...] byłem w swojej jednostce. Około godz[iny] 9.00 rano usłyszałem pojedyncze odgłosy strzałów karabinowych z odległości około 2 km, w centrum miasta. Rozmawiałem z kolegami i zastanawialiśmy się, co to za odgłosy. Szef Informacji mjr Hrenow poszedł do dowódcy pułku i po kilku minutach zwołał zebranie naszej komórki Informacji i ogłosił, że w jednostce zostało wprowadzone ostre pogotowie, nikomu nie wolno wychodzić poza obręb koszar i kontaktować [się] z innymi osobami bez jego wiedzy i należy oczekiwać na rozkazy. Około godz[iny] 11.00 mjr Hrenow przekazał nam wiadomość, że w mieście jest jakiś zatarg Żydów ze służbami bezpieczeństwa i milicją. W tym czasie dentysta zatrudniony w naszej jednostce, mieszkaniec Kielc narodowości żydowskiej, szedł do koszar i został zatrzymany przez grupę wyrostków w pobliżu jednostki. Jako oficer w stopniu kapitana posiadał pistolet i zaczął strzelać, wówczas grupa wyrostków rozpierzchła się i on wszedł na teren jednostki. Od niego dowiedzieliśmy się, że został ostrzeżony przez sąsiadów, że w mieście jest napad na Żydów w ich domach, ale nie podawał adresu, dlatego też zaraz wyszedł, aby udać się do jednostki. Kiedy pytaliśmy się mjr. Hrenowa, dlaczego nie bierzemy udziału w zabezpieczeniu miejsca wydarzeń, odpowiedział, że dowództwo jednostki naszej jest w stałym kontakcie ze służbami bezpieczeństwa w mieście i jeżeli będą potrzebowali pomocy, to nas zawiadomią. W południe dowiedziałem się, że Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach zażądał od dowództwa naszej jednostki pomocy przez przysłanie na miejsce wydarzeń jednej kompanii. Wysłana została kompania szkolna pod dowództwem szefa szkoły. Około 180 żołnierzy wyjechało z jednostki kilkoma samochodami ciężarowymi. [...] Za godzinę po wyjeździe żołnierzy dowództwo otrzymało telefon, aby wysłać karetki pogotowia na miejsce wydarzeń. Kiedy sanitariuszki podjechały pod siedzibę dowództwa, wróciły samochody z naszymi żołnierzami na teren koszar i na samochodach przywiezieni zostali ranni Żydzi. Przez okno swojego gabinetu widziałem, jak ich rozładowywali. Według mojej oceny rannych Żydów przywieziono około 40 do 60. Wśród rannych byli mężczyźni i kobiety w różnym wieku, i dzieci. Ciężej rannych przenoszono noszami do izby chorych, zaś lżej rannych opatrywano na miejscu przy samochodach. Ranni przebywali na terenie koszar do godziny około 16.00, a następnie sanitarkami wojskowymi przewieziono ich do szpitali kieleckich. Widziałem, że Żydzi byli mocno pobici, mieli pokrwawione twarze, ręce, ubrania, jeden miał rozciętą twarz — jak gdyby nożem, niektóre ofiary miały połamane ręce i nogi.
Kielce, 4 lipca
Protokół przesłuchania oficera Informacji WP Józefa Lewartowskiego, z 6 stycznia 1994, sygn. akt Zs. VIII/S.1/93, [cyt. za:] Wokół pogromu kieleckiego, red. Łukasz Kamiński i Jan Żaryn, Warszawa 2006.
Z chwilą, gdy płk „Radosław” [płk Jan Mazurkiewicz „Radosław”] [...] wydał rozkaz ujawnienia się grup, część sztabu AK przeciwstawiła się temu rozkazowi i utworzyła nową organizację pod nazwą „Wolność i Niezawisłość” (WiN). Jedna część tej nowo utworzonej organizacji jest ramieniem zbrojnym [...], dokonuje napadów zbrojnych i uprawia działalność sabotażowo-dywersyjną, a druga część organizacji pracuje po linii politycznej. Sztab organizacji WiN utrzymuje kontakt z armią Andersa. Organizacja ta dysponuje powielaczami, a nawet drukarniami i wydaje nielegalną prasę. [...] Najlepszymi dowodami działalności terrorystycznej organizacji WiN było ujęcie „Orlika” [kpt. Marian Bernaciak „Orlik”], który dokonywał napadów zbrojnych na posterunki MO i UB na terenie woj[ewództwa] kieleckiego [...] [być może chodzi o por. „Zagończyka” — przyp. red.]. Organizacja WiN propaguje ustrój totalistyczny.
Kielce, 24 lipca
Wokół pogromu kieleckiego, red. Łukasz Kamiński i Jan Żaryn, Warszawa 2006.
Jak wybory były, to stary Kiedrowski z Nowej Kiszewy wziął te kartki [do głosowania]. A ubowcy siedzieli ukryci i patrzyli, kto jakie kartki wkłada. Kiedrowski wkłada głos na Mikołajczyka, na PSL (tu PSL wygrał, miał prawie sto procent), a ci ubowcy już nie mogli wytrzymać — wyskoczyli, wyrwali mu tę kartkę i swoją włożyli. On się cofnął i mówi: „Łosemdzesąt lot stary, ale takich welonków (welonki to wybory po kaszubsku), jakich żyje, to ja jeszcze nie widzoł”.
Sekretarz Michna i kilku innych mieli karabiny, zaczęli strzelać i podpalili stóg: że napad na lokal wyborczy, że urnę spalili i wybory nieważne. I unieważnili tu wybory.
Nowe Polaszki, 19 stycznia
Relacja Tadeusza Urbanowicza w zbiorach Archiwum Ośrodka KARTA, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Zbigniew Gluza, Wokół Wilczych Błot, „Karta” nr 36, 2002.
Stała się rzecz straszna.
Po szkole poszłam na Piękną [do ambasady amerykańskiej]. Wzięłam broszury i ruszyłam tą samą trasą do tramwaju. Kiedy skręcałam w Mokotowską, zaszedł mnie od tyłu jakiś mężczyzna i powiedział tuż nad moim uchem: „Proszę ze mną do bramy”. Weszłam zupełnie oszołomiona. Natychmiast otworzył moją teczkę, wyjął te nieszczęsne broszury i podtykając mi je pod nos zapytał: „Po co pani to wzięła?”. Nigdy nie uzgadniałam takiej ewentualności z Ludwikiem [byłym partyzantem, studentem prawa], więc powiedziałam, co mi przyszło do głowy – że prosił mnie znajomy, który studiuje prawo. Mężczyzna popatrzył mi uważnie w oczy, ale ja z całą niewinnością wytrzymałam jego wzrok.
- Niech pani tego więcej nie robi – powiedział jakby życzliwie. – Szkoda pani.
Gdy wieczorem przyszedł Ludwik, zrelacjonowałam mu całe zdarzenie.
- Podałaś mu moje nazwisko? – krzyknął ze złością.
- Skądże! Nawet mnie nie pytał. Nie wylegitymował.
- Dlaczego nie dałaś mi znać do akademika? Nie przychodziłbym tutaj. Przecież to jasne, że będą teraz śledzić twoje mieszkanie i trafią do mnie.
- To nie trzeba było mnie posyłać – rozgniewałam się. – Jeśli wiedziałeś, że to jest nielegalne, nie miałeś prawa mnie tam posyłać. Wojna się skończyła, chcę się uczyć i zostać lekarzem. A i tobie radziłabym pomyśleć o nauce.
Warszawa, 10 maja
Krystyna Kisielewska, W normalność, „Karta” nr 13/1994.
Nadeszły czasy, w których dowodzi się narodom, że nie potrafią znieść wolności i zamożności – że mogą ich tylko nadużywać. Demokracja to dyskusja i perswazja. Tam gdzie się kończy prawo swobodnej dyskusji i perswazji, przychodzi propaganda i urzędy bezpieczeństwa. Nie jest rzeczą przypadku, że wszelkie Komitety i Urzędy Bezpieczeństwa są od czasów najdawniejszych tak bezwzględnie znienawidzone, że przy każdej zmianie ustroju w jakąkolwiek stronę – na lewo, czy na prawo – ludzie „bezpieczeństwa" znajdują się natychmiast w śmiertelnym niebezpieczeństwie od nienawiści powszechnej.
Nie idzie o to, żeby być młodym, idzie o to, żeby być żywym.
Warszawa, 15 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.
Objazd zacząłem o godz. 0.10, a zakończyłem o godz. 2.15. W pierwszym rzędzie skontrolowałem trasę przy trybunach. Przy trybunach trwają prace dekoracyjne. Trybuny strzeżone są przez posterunki KBW, oraz otoczenie prowizorycznymi barierkami, aby cywilni przechodnie nie mogli podejść do trybun.
Warszawa, 1 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Trafiłam we Wrocławiu na śliczną wiosnę, co mnie dźwignęło i przywołało do życia pod wszystkimi względami. [...]
Na kilka dni przed wyjazdem Henio (zawsze jest Henio albo Edek) od dozorcy przyniósł mi z milicji kartkę, że „w związku ze staraniem obywatelki o uzyskanie dowodu osobistego trzeba przedstawić takie a takie dokumenty”. Świetne jest to „staranie się” o rzecz narzuconą i przymusowo wymaganą! Wszystkie dokumenty już raz składałam dla otrzymania „karty meldunkowej”. Mimo to musiałam jeszcze raz dawać do przysięgłego tłumacza (metryka po rosyjsku, akt ślubu po francusku) i ponownie składać. Koszta tego wszystkiego wynoszą około stu złotych. To za przyjemność posiadania przez policję odcisku dwu palców obu moich rąk.
Niemcy mieli przynajmniej czelność robić odciski palców bezpośrednio na „Kennkartach”. Tu robi się je chyłkiem, dla kartoteki UB przy odbiorze paszportu. Na paszportach odciski palców nie figurują. Odczułam ten proceder jak obelgę i upokorzenie. A i w ogóle te „pobierane” w kącie urzędów paszportowych odciski palców zwiększyły do maksimum lekceważenie, pogardę i nienawiść do ustroju w tzw. masach. Żaden kompletnie ogłupiały człowiek nie jest aż tak ogłupiały, aby nie rozumieć, że nie może być dobrym, słusznym i na woli narodu opartym rząd, który każdego bez wyjątku obywatela uważa za domniemanego przestępcę. Kto by pomyślał, że jak pod okupacją niemiecką, tak i pod rządami rzekomo wolnej i ludowej Rzeczypospolitej będę odciskała swe palce dla kartotek tajnej policji!
Wrocław, 9 kwietnia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
W Warszawie, w pobliżu Pałacu Mostowskich w piwnicach domu, gdzie monter naprawiał rury, znaleziono zwłoki syna Bolesława Piaseckiego. Pogłoski, że zamordowało go UB.
A ja myślę, że było tak jak było. Piasecki jest największym w Polsce Krezusem. Bandyci uprowadzili chłopca dla okupu, nie dostali go i zamordowali ofiarę. Choć jest i pogłoska, że okup był przyniesiony w żądane miejsce, a bandyci się nie zjawili. Może sprawa z okupem była pozorowaniem innego celu. W każdym razie sprawa wyjątkowo tajemnicza.
Warszawa, 10 grudnia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Czternastu uczestników akcji ubranych było w białe koszulki, na których widniały wypisane na długość i szerokość tułowia litery — całość składała się na napis „PRECZ Z UPAŁAMI”. Wystarczyło, by osoba z literą „U” pochyliła się wiązać sznurowadło.
Wrocław, 25 lipca
Z miasta, „Z Dnia na Dzień” nr 26(451), 1987, cyt. za: Katarzyna Zacharska, Wolne Krasnale, „Karta” nr 66, 2011.
W Rynku pod Ratuszem stoi wóz z napisem „Milicja”. [...] „Raz jest «Precz z upałami», a raz «Precz z pałami»” — mówi dowódca wozu przez mikrofon. „Litera «U» raz jest, raz jej nie ma” — odbierają meldunek w prezydium milicji. W końcu wracają posiłki. Robi się czarno. [...]
Wrocław was już widział, będziecie w gazetach — mówi funkcjonariusz.
Cykanie i zdjęcie.
— Proszę się rozejść — krzyknął mężczyzna w niebieskiej kurtce z białą pałką.
— Z kim mam się rozejść — jakiś osobnik wysunął się przed tłum.
— Proszę dokumenty. [...]
Istne pobojowisko — tajniacy upolowali jednego fotografa, pozostali uciekają. Tłum skandował, jedna z liter krzyknęła: „Usiądźcie”. Zgromadzenie jednak stało dalej.
Wrocław, 25 lipca
Waldemar Fydrych, Bogdan Dobosz, Hokus-pokus, czyli Pomarańczowa Alternatywa, Wrocław 1989, cyt. za: Katarzyna Zacharska, Wolne Krasnale, „Karta” nr 66, 2011.
Kiedy litera „U” zajmowała swoje miejsce obok litery „P”, słońce na niebie jakby pod wpływem hasła znikało, pokrywały je chmury. Natomiast w innym momencie, kiedy litera „U” odchodziła — słońce wychodziło. Ruchy litery „U” nie inaczej były traktowane przez radiowóz milicyjny. Wtedy, kiedy pojawiał się napis „Precz z upałami”, milicja odjeżdżała.
Wrocław, 25 lipca
Waldemar Fydrych, Bronisław Misztal, Pomarańczowa Alternatywa. Rewolucja krasnoludków, Warszawa 2008, cyt. za: Katarzyna Zacharska, Wolne Krasnale, „Karta” nr 66, 2011.